A ja nie mam i chyba nie planuję. Osobiście w 98% przypadków sama nie zaglądam. Jeśli ktoś nie czerpie radości z moich notek bo mnie zna mojego prawdziwego imienia, ani daty urodzin... serio?
I czasem na kulturalnych blogach drażni mnie wykonanie: "jestem literaturoznawcą/filmoznawcą więc moja opinia jest przez to istotna". Takie podpieranie notek wykształceniem, bo może są zbyt słabe żeby same ustać (czasem są, czasem nie są) i na dodatek bardziej skrupulatnie je przez to oceniam. Ale może reaguję dlatego tak, że sama mam takowe wykształcenie i jakoś źle bym się czuła paradując z nim hobbystycznie?
I czasem na kulturalnych blogach drażni mnie wykonanie: jestem literaturoznawcą/filmoznawcą więc moja opinia jest przez to istotna. Takie podpieranie notek wykształceniem, bo może są zbyt słabe żeby same ustać (czasem są, czasem nie są) i na dodatek bardziej skrupulatnie je przez to oceniam. Ale może reaguję dlatego tak, że sama mam takowe wykształcenie i jakoś źle bym się czuła paradując z nim hobbystycznie?
O, ja właśnie dlatego mam problem ze stroną o mnie. Bo z jednej strony wiem, że dla niektórych to jest potrzebna taka informacja, żeby wiedzieć skąd czerpię swoją wiedzę (a nie mogę jej mieć dużej jako hobbystka?), zwłaszcza, że mam awersję do masy przypisów w notkach blogowych. Z drugiej strony też nie lubię konstytuowania siebie samego "ja jako x piszę teraz z pozycji autorytetu branżowego". Zwłaszcza, że często autorytet nie idzie w parze z wiedzą w konkretnej specjalizacji. Tyle, że znów wraca pytanie, jeśli bloger staje się pewnym autorytetem to na czym oprzeć ten jego blogowy autorytet gdy jest osobą całkowicie anonimową? Pojawia się też wątpliwość - bo dlaczego jest anonimowy? Może nie chce się podpisywać pod tym co pisze imieniem i nazwiskiem?
Znam jeden dobry przykład gdy anonimowość nie zakłócała "autorytetu", tyle, że był to przykład bloga skoncentrowanego na działaniach subwersywnych, który poszedł za bardzo w ataki personalne. I który oczywiście na tym stracił.
I czasem na kulturalnych blogach drażni mnie wykonanie: jestem literaturoznawcą/filmoznawcą więc moja opinia jest przez to istotna.
Mnie też to strasznie drażni. Zdecydowanie bardziej wolę anonimów, którzy robią swoją robotę, niż ludzi, których notatka "O mnie" jest cztery razy dłuższa od większości ich wpisów.
Maną napisał/a:
Pojawia się też wątpliwość - bo dlaczego jest anonimowy?
Bo się boi - jak byśmy się przed tym nie bronili, prawda jest właśnie taka, że się boimy zepsuć swoje prywatne nazwisko. Jakby się coś nie udało, internetowy autorytet można zbudować na nowych kontach, nowych danych, nowych stronach. A swoją twarz mamy tylko jedną. Zepsujesz sobie reputację, a potem weź i wyjdź w tłum ludzi. Gorzej niż baba z Radomia.
______________________________________________________ Lubujesz się w fantastyce? Szukaj Czerwonego Piachu.
Próbujesz pisać dla internetu? Tu znajdziesz kilka osobistych porad.
Bo się boi - jak byśmy się przed tym nie bronili, prawda jest właśnie taka, że się boimy zepsuć swoje prywatne nazwisko. Jakby się coś nie udało, internetowy autorytet można zbudować na nowych kontach, nowych danych, nowych stronach. A swoją twarz mamy tylko jedną. Zepsujesz sobie reputację, a potem weź i wyjdź w tłum ludzi. Gorzej niż baba z Radomia.
Dokładnie, czy w takim razie nie podważa przez to swojej wiarygodności jako bloger?
Dokładnie, czy w takim razie nie podważa przez to swojej wiarygodności jako bloger?
Jeśli wie, co mówi, to nie. Gorzej, jeśli brak mu elementarnej wiedzy, ale takich Internet szybko weryfikuje.
Szczerze mówiąc, osobiście wolę czytać ludzi, którzy podpisują się nickami i po prostu robią to, co lubią, bez strachu o to, czy znajomi zobaczą i ocenią ich pracę. Są dla mnie bardziej prawdziwi w swojej anonimowości - gdzie określa ich wyłącznie ich własna blogowa praca - aniżeli domorośli poszukiwacze fejmu, którym zależy bardziej na wyświetleniach niż przekazywaniu treści.
Każdy robi, co chce, ale dopóki nie jesteśmy pewni tego, w którą stronę w życiu pójdziemy, co stoi na przeszkodzie, żeby stworzyć sobie kilka awaryjnych ścieżek? To chyba jedna z niewielu rzeczy, na jaką możemy sobie w dzisiejszym świecie pozwolić.
______________________________________________________ Lubujesz się w fantastyce? Szukaj Czerwonego Piachu.
Próbujesz pisać dla internetu? Tu znajdziesz kilka osobistych porad.
Pytanie za sto punktów. Ile znacie duzych/ważnych blogerów, którzy nie ujawnili sie do tej pory i cały czas posługują sie wyłącznie nickiem? Przez "ważność" rozumiem popularność w blogosferze, ale przede wszystkim poza nią. Mi osobiście nikt nie przychodzi do głowy, choć może dlatego ze staram sie obserwować głownie swoja "działke"
Pytanie za sto punktów. Ile znacie duzych/ważnych blogerów, którzy nie ujawnili sie do tej pory i cały czas posługują sie wyłącznie nickiem? Przez ważność rozumiem popularność w blogosferze, ale przede wszystkim poza nią. Mi osobiście nikt nie przychodzi do głowy, choć może dlatego ze staram sie obserwować głownie swoja działke
To zależy od tego co rozumiesz przez ujawnienie się ale pierwsze z brzegu: ViviannaDoesMakeup. Na stronie znajdziesz tylko jej imię jeśli chodzi o suche fakty, no i twarz jak to u blogerek urodowych
Możesz w sieci znaleźć info o nazwisku, wykształceniu, co tam chcesz - nie jest to wiedza skrzętnie ukrywana przez autorkę, w końcu miewa jako twórczyni bloga różne oficjalne spotkania, miała trasę po SpaceNK niedawno, jak dobrze pamiętam.
Ale na blogu nic nie znajdziesz. Mi osobiście taki pomysł się najbardziej podoba.
Rozumiem, że znamy imiona i nazwiska "dużych/ważnych" blogerów, jak dla mnie angażowanie się w konkretne współprace/kampanie/itp wymagają podania prawdziwych personaliów dla poważnej rozmowy. Ale na etapie czyta mnie XYZ osób, a piszę w zasadzie tylko dla przyjemności epatowanie czytelnika swoją biografią to dla mnie takie trochę śmieszne.
A z tym autorytetem blogera dyskutowanym chwile wcześniej: nie wiem na ile wpływa tu moje wykształcenie, ale w dziedzinie kulturalnych blogów "zewnętrznego" uwiarygodnienia nie potrzebuję, sama umiem po paru notkach sobie to w głowie ocenić. Zresztą ach, subiektywizm pisania o kulturze.
Jedyny wypadek kiedy ważna była dla mnie zakładka "o mnie" to blog Caroline Hirons - prowadzi kultowego w UK bloga o pielęgnacji skóry - i ważne dla mnie było kto się wypowiada na temat tego co kładę na twarz Ale z drugiej strony trafiłam na nią kiedy blog i postać były już znane, więc wiedziałam gdzie idę czyli zakładkę przeczytałam kiedyś przy okazji...
I myślę że tu się zawiera odpowiedź na pytanie, czy i kiedy warto się szerzej ujawniać:
Gdy blog już jest swojego rodzaju "jednoosobową firmą", ważnym elementem zbudowanej marki osobowej - wskazane jest pokazanie się w większym stopniu, niż wtedy gdy piszemy głównie dla przyjemności - wystarczy nick + ewentualnie podstawowe informacje. Bo tu się z Tobą w pełni zgadzam, "epatowanie biografią" od początku zabawy w blogowanie jest... śmieszne.
Szczerze mówiąc, osobiście wolę czytać ludzi, którzy podpisują się nickami i po prostu robią to, co lubią, bez strachu o to, czy znajomi zobaczą i ocenią ich pracę. Są dla mnie bardziej prawdziwi w swojej anonimowości - gdzie określa ich wyłącznie ich własna blogowa praca - aniżeli domorośli poszukiwacze fejmu, którym zależy bardziej na wyświetleniach niż przekazywaniu treści.
Podpisuje się pod tym nogami i rękami. Osobiście też nie zwracam uwagi na to czy ktoś się posługuje nickiem czy nazwiskiem, dopóki pisze dobrze i ciekawie. Zresztą wielokrotnie, jeśli ktoś umie zachować prywatność w internecie, to nawet znając jego imię i nazwisko będziemy mogli dowiedzieć się mniej niż znając tylko nick.
A jednak jest tendencja o której mówi BlackenedBooks - najsłynniejsi blogerzy posługują się często imieniem i nazwiskiem, korzystając z wyrobionej pod nickiem marki.
Choć z drugiej strony czy do tworzenia "marki osobistej" potrzebne jest ujawnianie się? Gdy tak sobie myślę o przykładach, to do pewnego czasu ekipa z Make Life Harder radziła sobie doskonale bez "ujawniania się". Również we współpracy z markami. Czy innym przypadkiem blogerów którzy weszli mocno w "świat realny" bez odsłaniania twarzy są The Krasnals. Choć z drugiej strony oni rozpowszechnili swoją działalność i znaczenie, zdobywając popularność, nie tyle blogiem co happeningami.
FatalneSkutki napisał/a:
Ale na etapie czyta mnie XYZ osób, a piszę w zasadzie tylko dla przyjemności epatowanie czytelnika swoją biografią to dla mnie takie trochę śmieszne.
A to prawda. Znów twierdzenie pod, którym mogę sama się podpisać.
A jednak co do "autorytetu blogera" mam mieszane uczucia. Wiem, że np. Fedorowicz z "Kulturą w płot" jest dla wielu swoich czytelników autorytetem (i słusznie, bo w zasadzie robi (robił? nie śledzę go już zbyt dokładnie) kawał niezłej roboty), a jednak przeglądając jego wpisy otagowane "sztuka współczesna" mam ochotę niekiedy tylko pokręcić wymownie głową. Subiektywne odbieranie kultury to jedno, ale wiadomo, że jednak wykształcenie w danym zakresie daje inny jej odbiór. Dlatego często kusi aby na wykształcenie się powołać. (Tak, wiem, że ktoś, kto jako argumentu używa papierka z uczelni ma prawdopodobnie braki w umiejętności konstruowania merytorycznych argumentów.)
BlackenedBooks, pytanie jakie się rodzi to jakie są te podstawowe informacje. Czy w przypadku pisania o książkach gdy jest się literaturoznawcą, napisanie w stronie o mnie "skończyłem studia literaturoznawcze" jest już epatowaniem biografią czy nie? Ale w przypadku gdy piszesz pamiętnik lub blog lifestyle'owy to jak będzie? A gdy piszesz o kulturze? Ta sama informacja może być różnie odebrana.
Co do przykładu z ViviannaDoesMakeup, zasadniczo ciężko powiedzieć na ile jest anonimowa na ile nie. Na blogu poznajemy mniej więcej jej wiek, jak wygląda i jej imię. Czyli zasadniczo dość dużo. Z drugiej strony to o tyle dobry przykład, że po prostu wiemy tyle ile potrzeba o blogerce kosmetycznej.
W takim razie możemy dojść do wniosku, że w sumie pisać tyle o sobie ile potrzebuje czytelnik. A ile potrzebuje czytelnik to kwestia subiektywna. Dla mnie, osobiście, zakładka "o mnie" jest zbędna. A jednak przyjęło się ją stosować. Znów tu przytoczę Fedorowicza, bo w zakładce "o mnie" u niego przeczytamy niewiele, tyle tylko, że jego blog to był Blog Roku 2014 a on ma tak na imię i nazwisko.
Ale rozumiem mniej więcej o czym piszesz FatalneSkutki, natknęłam się kilkakrotnie na notki pisane w stylu "i ja jako x..." z drugiej strony, to czasem się zdarza, blog to forma bardzo indywidualna i subiektywna, w notkach często podajemy nieświadomie pewne informacje o sobie. Aż zajrzałam na swojego bloga, w drugim wpisie jest już info o tym, że prowadzę zajęcia w szkołach. Pytanie, czy to już jest epatowanie biografią?
A jednak co do autorytetu blogera mam mieszane uczucia. Wiem, że np. Fedorowicz z Kulturą w płot jest dla wielu swoich czytelników autorytetem (i słusznie, bo w zasadzie robi (robił? nie śledzę go już zbyt dokładnie) kawał niezłej roboty), a jednak przeglądając jego wpisy otagowane sztuka współczesna mam ochotę niekiedy tylko pokręcić wymownie głową. Subiektywne odbieranie kultury to jedno, ale wiadomo, że jednak wykształcenie w danym zakresie daje inny jej odbiór. Dlatego często kusi aby na wykształcenie się powołać. (Tak, wiem, że ktoś, kto jako argumentu używa papierka z uczelni ma prawdopodobnie braki w umiejętności konstruowania merytorycznych argumentów.)
Takie przykład: mam koleżankę, filmoznawczynię, która na obronie pracy magisterskiej (!!!) miała problem z odpowiedzią na dość podstawowe pytanie dotyczące dziedziny. I ma bloga całkiem udanego, na szczęście lajfstajlowego - w sensie o kinie nie pisze. Ale co by było, gdyby ze swoim wykształceniem chciała być "autorytetem"? Tylko wykładowcy i koledzy z roku wiedzą, że przebimbała studia Na mojej uczelni można skończyć historię sztuki i nie przyswoić żadnej informacji o sztuce 2poł. XX wieku, jak się nie chce. A z kolei mój autorytet muzyczny jest po politologii, a cała jego wiedza wynika z pasji i zaangażowania.
Wiadomo, że wykształcenie pomaga w odbiorze -mam takie nadzieje skromne - ale co z wypadkami kiedy jednak nie pomaga?
A z kręceniem głową nad - nie zdarzyło ci się nigdy czytać czegoś w "fachowej" (nie wiem czemu przymiotnik kojarzy mi się z pismem dla hydraulików) prasie/literaturze i się nie zgadzać? Wiem, że wtedy można skorzystać z uprzywilejowanej sytuacji merytorycznej dyskusji okraszonej przypisami, ale jednak fakt faktem.
Właściwie jedyny niepomocny wniosek do którego dochodzę, to taki że trzeba liczyć na swoje umiejętności krytycznego myślenia. I w czytaniu i w pisaniu.
ps. a co do ujawniania się w notkach - no też nie popadajmy w przesadę i nie kryjmy się po kątach z dyplomem
Takie przykład: mam koleżankę, filmoznawczynię, która na obronie pracy magisterskiej (!!!) miała problem z odpowiedzią na dość podstawowe pytanie dotyczące dziedziny.
No dobra też znam, niestety, takie osoby.
FatalneSkutki napisał/a:
Wiadomo, że wykształcenie pomaga w odbiorze -mam takie nadzieje skromne - ale co z wypadkami kiedy jednak nie pomaga?
To już nic nie pomoże
FatalneSkutki napisał/a:
A z kręceniem głową nad - nie zdarzyło ci się nigdy czytać czegoś w fachowej (nie wiem czemu przymiotnik kojarzy mi się z pismem dla hydraulików) prasie/literaturze i się nie zgadzać?
Tak, ale nie z powodu podstawowych informacji, które można by sprawdzić w, wydawałoby się, podstawowej i obowiązkowej literaturze. Zwłaszcza, jeśli ktoś chce przedstawiać siebie jako autorytet w danej dziedzinie.
FatalneSkutki napisał/a:
Właściwie jedyny niepomocny wniosek do którego dochodzę, to taki że trzeba liczyć na swoje umiejętności krytycznego myślenia. I w czytaniu i w pisaniu.
Nie możesz pisać nowych tematów. Zobacz szczegły. Nie możesz odpowiadać w tematach. Zobacz szczegły. Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Nie możesz ściągać załączników na tym forum
ogromna baza motywów WP, podzielona na kategorie tematyczne. Proste, jednostronicowe wizytówki lub zaawansowane układy, także z funkcją sklepu internetowego (ecommerce).