mlodsza-siostra Blogger.Klub
Dołączyła: 04 Maj 2013 Posty: 7
Wysłany:
2013-07-08, 20:36
Ooo, lektury szkolne, wiele razy na nie narzekałam. Niemniej mam kilka ulubionych.
Króluje "Potop" H. Sienkiewicza, pochłaniałam wręcz tą powieść.
"Pan Tadeusz" - ok, też przypadł mi do gustu.
"Mendel Gdański" - mądra i wzruszająca lektura, choć krótka.
"Kamienie na Szaniec" - niesamowita książka.
"O psie, który jeździł koleją" - ulubiona książka z dzieciństwa.
"Tajemniczy Ogród" - uwielbiam tę książkę do dzisiaj, ale nie mogę sobie przypomnieć czy była moją lekturą. Teraz w spisie lektur dla szkoły podstawowej jest, ale czy była jak ja się uczyłam? Czytałam ją w dzieciństwie bardzo często, więc teraz nie pamiętam, czy czytałam też na lekcje polskiego.
Imię: Daria Pomogła: 1 raz Wiek: 29 Dołączyła: 10 Kwi 2013 Posty: 115 Miasto: Polska - Gdańsk
Wysłany:
2013-07-29, 15:30
Wiele zależało od konkretnej książki.
Owszem, wiele książek czytałam, bo musiałam. Ale były i takie, które mi się spodobały. Natomiast w LO zobaczyć mnie przy czytaniu lektury - kto tego dokonał, dostawał miano hardkora.
Większość lektur szkolnych do mnie nie trafiała. Może po prostu ich nie rozumie i zrozumie za jakiś czas, sam nie wiem. Często interpretowałem je na własny sposób, np. Werter - pajac, nie facet.
Niektóre lektury już w liceum podobały mi się bardzo, a część z nich uwielbiam do tej pory, jak na przykład Zbrodnię i Karę, Mistrza i Małgorzatę, Proces, Ferdydurkę, Jądro Ciemności, Lalka, Dżuma... Nie wszystkie lektury były tak ciekawe, jednak większość z nich wciskałam w swoją listę czytelniczą. Chcąc nie chcąc trzeba przeczytać, żeby potem móc krytykować.
______________________________________________________ Zapraszam do spróbowania:
Lektury, po co komu one? Ja w życiu ani jednej nie przeczytałem. Streszczenie z wielkim niesmakiem biorę do ręki. Ale nie można powiedzieć, że nie czytam książek, bo czytam - zwłaszcza motoryzacyjne.
______________________________________________________ Felietony, w szczególności motoryzacyjne, pisane w niebanalny sposób:
http://mateuszchomicki.pl
Czytałam lektury, wiele mi się podobało, choć nie wszystkie (chyba najbardziej lubiłam pozytywizm). Uważam, że warto czytać nawet te, do których nie pałamy może wielką miłością - ale dają one pojęcie o postrzeganiu świata przez ówczesnych ludzi, przybliżają nam obraz danej epoki. Wychodzę też z założenia (nie tylko dotyczy to książek), że należy znać temat jeśli chce się o nim wypowiadać.
Lektury szkolne mają to do siebie, że uczeń – w mniejszym bądź większym stopniu - nigdy ich nie lubi. Pamiętam, że przymus(!) czytania czegoś, na co akurat nie miałam ochoty, potrafił bardzo negatywnie wpłynąć na postrzeganie danej treści, a kiedy dochodziło do tego szczegółowe przepytywanie, każda książka z przyjemności, przeobrażała się w mały koszmar. W czasach szkoły średniej, bardzo często czułam się niczym Gałkiewicz na lekcji prowadzonej przez profesora Bladaczkę, gdzie wmawiano mi, że "Słowacki wielkim poetą był";)
Mimo wszystko, w kanonie obowiązkowych lektur, znalazłam kilka pozycji, do których nie zniechęcił mnie nawet nauczyciel języka polskiego. Przede wszystkim była to "Ferdydurke" Witolda Gombrowicza. Bunt Józia przeciwko gębom, formie i upupianiu, o dziwo, stał się dla mnie tematem na tyle fascynującym, że książę przeczytałam dwa razy, a następnie sięgnęłam po m.in. gombrowiczowskie "Dzienniki". "Ferdydurke" momentami jest nonsensowna i karykaturalna, ale w tym właśnie drzemie potencjał książki. Lektura była miłym oderwaniem od patetyczności, do której w jakimś tam stopniu uczeń jest przyzwyczajany, a przy okazji poruszyła tematy, mające dla mnie szczególne znaczenie. Gdyby "Ferdydurke" została okrzyknięta arcydziełem, z pewnością bym się nie poczuła urażona, jednak sam autor i tak by stwierdził, iż "nie warto rozwodzić się nad Ferdydurke, która przecież jest cyrkiem a nie filozofią" (W. Gombrowicz, Dziennik 1953-1956).
Kolejną lekturą jest "Zbrodnia i kara" Fiodora Dostojewskiego. Do dziś pamiętam swoje rozważania na temat postępowania Raskolnikowa oraz te wszystkie skrajne wnioski, do których dochodziłam. Na uznanie zasługuje specyficzny opis Petersburga, który przede wszystkim nie był nudny. Dodatkowo, Dostojewski tak umiejętnie opisał reakcje Rodiona, że chwilami popadałam w identyczne nastroje, jakich doświadczał bohater (bez mordowania lichwiarek, oczywiście)
"Ósmy dzień tygodnia" Marka Hłaski, również wzbudził we mnie ogromne zainteresowanie oraz fascynację. Jest to – podobnie jak w przypadku "Ferdydurke" – opowiadanie, które rozpoczęło moją przygodę z całą twórczością autora. "Ósmy dzień tygodnia" był zatem jedną z tych opowieści, która pozostała w mej głowie na bardzo długo. Brutalna i nieco wyolbrzymiona rzeczywistość wieku dwudziestego, gdzie "Izolda mieszka w burdelu, a Tristan pije z sutenerami na rogu", ma swój specyficzny klimat, który jak najbardziej przypadł mi do gustu.
Nie możesz pisać nowych tematów. Zobacz szczegły. Nie możesz odpowiadać w tematach. Zobacz szczegły. Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
ogromna baza motywów WP, podzielona na kategorie tematyczne. Proste, jednostronicowe wizytówki lub zaawansowane układy, także z funkcją sklepu internetowego (ecommerce).